Program Środowiskowy Organizacji Narodów Zjednoczonych wzywa wszystkie kraje świata do wielkiej restauracji przyrody. Bez tego nie wyjdziemy z matni ekocydu - ekologicznego samobójstwa, które właśnie popełniamy.

Dowody na to, że niszcząc środowisko naturalne, popełniamy samobójstwo, są trzy:

  1. Narastające globalne zmiany klimatu.
  2. Coraz większe zanieczyszczenie środowiska toksynami.
  3. Spowodowane przez ludzkość szóste wielkie wymieranie gatunków.

A ponieważ ziemska biosfera to system naczyń połączonych, niszcząc ją, podcinamy piramidę życia, na której szczycie się znajdujemy (jako tzw. topowy drapieżnik na skalę globalną).

Człowiek żyje obecnie tak żarłocznie, jakby miał do dyspozycji 1,6 Ziemi

– piszą autorzy raportu „Pokoleniowa odnowa: restauracja ekosystemów dla ludzi, przyrody i klimatu" opublikowanego w czwartek przed południem przez Program Środowiskowy Organizacji Narodów Zjednoczonych (UNEP).

Musimy więc odnowić przyrodę – tak jak restaurujemy zabytki. Będzie to słono kosztować, ale przyniesie też wielokrotnie większe zyski. No i unikniemy przepaści, ku której teraz – jako cała ludzkość – pędzimy.

Jak łupimy Ziemię

Zanim zajrzymy do raportu UNEP, popatrzmy na liczby, na podstawie których powstał.

  • 71 proc. powierzchni Ziemi zajmuje ocean,
  • ze 149 mln km kw. lądów do zamieszkania przez człowieka nadaje się 71 proc. (reszta to lodowce i inne ekstremalne ekosystemy),
  • ze 104 mln km kw. ziemskich lądów nadających się do zamieszkania blisko połowę zajmują tereny rolnicze,
  • 51 mln km kw. ziem uprawnych jest w 77 proc. wykorzystane do hodowli zwierząt (na mięso i nabiał), a w 23 proc. na uprawy roślin zjadanych i wykorzystywanych w przemyśle tekstylnym czy paliwowym przez ludzi,
  • jednocześnie rośliny uprawne bezpośrednio zapewniają nam w żywności 82 proc. kalorii i 63 proc. białka.

Tak intensywne wykorzystanie lądów (ocean dla uproszczenia pomińmy, choć i on jest od setek lat łupiony przez człowieka) jest możliwe dzięki dwóm rewolucjom cywilizacyjnym (i jednocześnie energetycznym) w historii ludzkości – rolniczej sprzed blisko 11,5 tys. lat, dzięki której nauczyliśmy się czerpać potrzebną do życia energię (kalorie) z roślin uprawnych i zwierząt hodowlanych i porzuciliśmy nomadyczny zbieracko-łowiecki tryb życia, oraz przemysłowej sprzed ok. 270 lat, dzięki której zaprzęgliśmy ogień do wykorzystania energii zaklętej dziesiątki i setki milionów lat temu w biomasie przekształconej wewnątrz Ziemi w węgiel, ropę naftową i gaz ziemny.

Z tych paliw kopalnych uzyskujemy nie tylko ciepło, chłód i prąd. Wykorzystujemy je również do intensywnej uprawy roli – korzystając z maszyn, nawozów sztucznych i trucizn, które nazywamy środkami ochrony roślin.

W sumie z paliw kopalnych czerpiemy dziś aż 81 proc. tzw. energii pierwotnej.

Jak na początku roku wyliczali autorzy publikacji, która ukazała się w piśmie „Frontiers in Conservation Science", w krajach wysoko uprzemysłowionych do wytworzenia jednej kalorii energii w żywności używa się trzech kalorii energii wyekstrahowanej z węgla, ropy i gazu.

Nawiasem mówiąc, publikacja ta została opatrzona wymownym tytułem „Underestimating the Challenges of Avoiding a Ghastly Future", czyli: Nie doszacowujemy wyzwań, jakie stawia przed nami konieczność uniknięcia upiornej przyszłości.

O jakiej upiornej przyszłości mowa?

Ta przyszłość już zagląda nam przez ramię.
Intensywnie użytkowana gleba jałowieje i traci swoje możliwości dalszej produkcji biomasy.

Wywołane spalaniem paliw kopalnych globalne ocieplenie prawdopodobnie przekroczy już w tym wieku 1,5 st. C, które klimatolodzy uważają za bezpieczne. W efekcie czeka nas mocna intensyfikacja ekstremalnych zjawisk pogodowych, znaczny wzrost poziomu oceanucoraz bardziej kwaśny odczyn wody morskiejutrata lodowców górskich, które dziś zapewniają wodę blisko miliardowi ludzi, a także wielkie migracje gatunków, w tym ludzi – uchodźców klimatycznych uciekających z rejonów nienadających się już do życia.

Jednocześnie niszczymy dziką przyrodę na taką skalę (potrzebujemy przecież tyle surowców naturalnych, jakbyśmy mieli do dyspozycję 1,6 Ziemi), zatruwając ją przy okazji przemysłowymi toksynami, że zagrożony wyginięciem jest już milion gatunków roślin i zwierząt (skali zagłady toczącej się wśród mikroorganizmów nawet nie znamy).

Czy to dużo?

Obecnie nauka zna 1,9 mln gatunków roślin i zwierząt. Według szacunków wszystkich żyje obecnie na Ziemi co najmniej kilkanaście milionów.

Szczególnie niepokojące jest wymieranie owadów – stanowiących aż milion znanych gatunków! – bez których materia nie byłaby w stanie krążyć w krwiobiegu przyrody.

Owady nie tylko zapylają rośliny, ale i rozdrabniają martwą materię organiczną, a także same są pokarmem dla innych zwierząt.

Jak ostrzegają szczególnie biolodzy, ale i klimatolodzy, ludzkość po raz pierwszy w dziejach na własne życzenie stanęła na skraju przepaści. Dopuszcza się bowiem ekocydu (ekologicznego samobójstwa) nie na skalę lokalną – jak wiele dawnych społeczeństw i cywilizacji, po których zostały tylko ruiny – ale globalną. Niszczymy statek kosmiczny (Ziemię), który jest jedynym gwarantem naszego przetrwania w Kosmosie.

Ziemia i życie na Ziemi świetnie sobie bez nas poradzą (w końcu, jak szacują biolodzy, wymarło już w sumie 99 proc. gatunków, które tu kiedykolwiek żyły). Ale my bez Ziemi i jej biosfery nie mamy szans.

Stąd najnowszy raport Programu Środowiskowego Organizacji Narodów Zjednoczonych, który od dawna ostrzega, że to człowiek musi się dostosować do praw przyrody, a nie odwrotnie

Dziś najbiedniejsi ludzie mieszkają w najbardziej zniszczonych i środowiskowo trudnych rejonach świata – podkreślają eksperci.

Rejony lokalnych katastrof ekologicznych są rejonami największych napięć społecznych, konfliktów i wojen (np. wojna domowa w Syrii została uznana przez naukowców za pierwszą wojnę klimatyczną XXI w.). A degradacja ekosystemów dotyka już w sumie aż 3,2 mld z 7,8 mld ludzi żyjących na całym świecie.

Oddamy połowę Ziemi dziczy, żeby ocaleć?

Nie wystarczy chronić tych skrawków dziczy, które jeszcze zostały – podkreślają eksperci UNEP.

Choć więc postulują przede wszystkim powstrzymanie się od dalszego łupienia przyrody (pociętej obecnie na 600 tys. kawałków przez drogi), to także wskazują na konieczność odbudowy tylko w ciągu najbliższej dekady co najmniej 10 mln km kw. gruntów, zniszczonych przez intensywne użytkowanie. To powierzchnia wielkości Chin, którą powinniśmy zwrócić dzikiej przyrodzie.

Podobny obszar musimy zwrócić naturze w oceanie.

Renaturalizacja ekosystemów musi objąć zarówno tereny rolnicze, jak i miejskie (zajmujące 1 proc. lądów nadających się do zamieszkania), a także lasy (37 proc.) i w zasadzie każdy rodzaj ekosystemu, jaki występuje na Ziemi. Z wcześniejszych publikacji naukowych wiadomo, że aby zatrzymać ekocyd, dzika przyroda powinna dysponować co najmniej połową Ziemi, wliczając w to ocean.

Dziś różnymi formami ochrony objęte jest ledwie kilka procent powierzchni oceanu i kilkanaście procent lądów.

Ochrona przyrody nie powinna polegać na „sadzeniu lasów", tylko przede wszystkim na zostawieniu tych lasów w spokoju. Podobnie zostawione same sobie muszą być ogromne rejony oceanu - głównie te przybrzeżne, bo to one buzują od życia. Obecnie eksplorujemy właściwie każdy dostępny rejon oceanu (łowiąc, transportując, poszukując surowców mineralnych).

To wszystko będzie, oczywiście, kosztować. Autorzy raportu UNEP szacują te koszta (bez wydatków na restauracje ekosystemów morskich) na co najmniej 200 mld dol. rocznie przez najbliższą dekadę.

Pozornie dużo, ale każdy dolar zainwestowany w ochronę przyrody ma się zwrócić 30-krotnie. Prócz zysków gospodarczych przeżyjemy też jako cywilizacja i gatunek. A to chyba niemało.

 

Postscriptum,

EKOCYD - jak pisze Tomasz Ulanowski, to "ekologiczne samobójstwo, ekobójstwo, zniszczenie całego ekosystemu, w którym żyjemy"

Według autorów raportu środowiskowego ONZ, żeby uniknąć błędu, jakie popełniły w historii ludzkości liczne cywilizacje, powinniśmy oddać naturze zabrane jej tereny. I to niemałe, bo już w tej dekadzie trzeba wyłączyć z gospodarki teren wielkości Chin. Tylko takie działanie pozwoli na redukcję emisji. Jest to piękny apel.

Rozglądam się i naokoło brak przywódców, którzy z radością oddają kawałek dziczy, wycofując stamtąd harwestery, przemysł, zabudowę. Rozglądam się i nie widzę, ponieważ pomiędzy świadomością zagrożeń ekologicznych a działaniami, które uratują świat przed kryzysem klimatycznym, rozciąga się przepaść.